Marek Musiał - założyciel i szef firmy Pianina Fortepiany Service prócz zamiłowania do fortepianów jest też zapalonym sportowcem. Poniżej zamieszczamy artykuł dotyczący jego sportowych zmagań.
Dziś chcielibyśmy przybliżyć postać Marka Musiał, który nie tylko regularnie startuje w cyklu Bike Maraton, ale ma już w tym roku za sobą ukończone Beskidy MTB Trophy i co najcenniejsze wygrał Ironman w Lanzarote. My zazdrościmy Markowi wytrwałości i energii, a Was zapraszamy do bardzo ciekawego wywiadu.
Red. Na samym wstępie gratuluje kwalifikacji, Hawaje czekają… sam udział był/jest celem czy jednak zamierza Pan „złamać” „życiówkę” podczas tej imprezy?
M.M. Życiówki nie są tak ważne, bardziej liczy się zajęte miejsce. Zawody Ironman to przepłynięcie 3800m, przejechanie na rowerze 180km i przebiegnięcie 42km. Rozgrywane są na całym świecie w 28 różnych miejscach. W każdym trasa wygląda inaczej, zależnie od lokalnych warunków – czasami są to góry, czasami równiny. Porównywanie wyników pomiędzy poszczególnymi wyścigami jest niemożliwe. Mistrzostwa świata na Hawajach są celem bardzo trudnym do osiągnięcia, ponieważ żeby się tam zakwalifikować trzeba wygrać eliminacje w jednym z 28 wyścigów Ironman na świecie, a jest tam bardzo silna międzynarodowa obsada. Na przykład w ostatnim Ironman’ie na Lanzarote na 1800 startujących było tylko 50 nominacji na Hawaje i tylko ja jako jedyny Polak się przebiłem. Samo uczestnictwo w tym wyścigu jest już wielką nominacją a ja chciałbym znaleźć się w pierwszej piątce.
Red. Co będzie najtrudniejsze podczas finałowych zmagań, wiatr na trasie kolarskiej? Fale podczas pływania? Czego należy się najbardziej obawiać?
M.M. Hawaje to bardzo trudny przeciwnik, leżą na drugim końcu świata. Podróż trwa 30 godzin, jest 12 godzin różnicy czasu. Panuje tam klimat tropikalny, na szczęście chłodzony bryzą z nad oceanu ale wilgotność to prawie 100%. Ta duża wilgotność najbardziej utrudnia bieganie bo bardzo trudno jest się schłodzić. Trasa kolarska jest raczej płaska, o gładkiej nawierzchni tak, że tutaj będzie się tylko liczyła wytrzymałość i moc mięśni. Przy pływaniu w oceanie trzeba mieć silne nerwy bo jest to rejon gdzie pojawiają się rekiny i czasami na samą myśl odchodzi ochota do pływania. Proszę sobie wyobrazić, że wskakuje się do wody odpływając od brzegu najpierw widać piaseczek, który robi się powoli niebieski, później granatowy a później pojawia nieprzenikniona granat w którym od czasu do czasu przesuwają się jakieś cienie. Ta olbrzymia przestrzeń pod spodem sprawia, że człowiek czuje się bardzo malutki ale otuchy dodaje tylko to że obija się bez przerwy o jakiegoś obok płynącego zawodnika. To współbycie w stadzie wyrywa człowieka z pesymistycznych myśli. Ostatnim razem widziałem olbrzymią płaszczkę która majestatycznie przepływała pod nami, a jest to też zwierz który może zabić człowieka końcówką ogona. Na pewno fale będą przeszkadzać, ale to akurat niewiele się różni od innych wyścigów.
Red. Startowanie w cyklu Ironman to takie trochę łączenie przyjemnego z pożytecznym, ze względu na wyjątkowość zawodów i ich unikalność, żeby wziąć udział w rywalizacji należy podróżować po świecie. Gdzie chciałby Pan jeszcze popływać, pojeździć na rowerze i pobiegać, wymarzone miejsca to?
M.M. Start w zawodach Ironman to wielkie święto dla zawodników. Jest to zwieńczenie wcześniejszych wielu miesięcy przygotowań i pracy. Tak naprawdę jest to wisienka na torcie. Zawody są pretekstem do podróży po świecie. Nigdy na przykład nie ciągnęło mnie wyspy kanaryjskie, na Lanzarote i gdyby nie zawody pewnie nigdy bym tam nie pojechał. Z tego co widzę to większość zawodników przyjeżdża z całymi rodzinami i traktuje to przy okazji jako sposób spędzania wakacji. Czyli jest to urlop połączony z dodatkowym celem. Bycie z rodziną poprawia atrakcyjność tych zawodów. Są one przeżywane z rodziną i przyjaciółmi, co na długo dla wszystkich zostaje w pamięci. Zostało jeszcze wiele miejsc w których chciałbym wystartować ale tak podnoszę sobie poprzeczkę w stawianych wyzwaniach i chciałbym wystartować w wyścigu nocnym. Atrakcyjność zawodów wiąże się dla mnie nie tyle z atrakcyjnością miejsca co z trudnością trasy. Dla mnie im trudniejsza trasa tym bardziej interesujący wyścig. Marzy mi się jeszcze start w wyścigu Nordsman w Norwegii, który jest bardzo trudny ponieważ płynie się w fiordzie w zimnej wodzie, następnie 180km na rowerze i 42km biegu ale ostatnie 17km biegnie się pod górkę na szczyt o wysokości 1850 metrów. Korci mnie też start w podwójnym Ironman’ie, czyli wszystko dwa razy dłuższe czyli 7,2km pływania, 360km rower i 84km bieg.
Red. A teraz wróćmy do początków przygody… Od kiedy zamiłowanie do sportu, skąd pomysł na triatlon – jedną z najtrudniejszych dyscyplin wytrzymałościowych?
M.M. Zamiłowanie do sportu mam od dzieciństwa, zawsze lubiłem się ruszać, jeździć na rowerze, biegać, pływać, kajakować, żaglować, uprawiałem też narciarstwo, judo, taternictwo. Ale nigdy nie robiłem tego pod kontem sportowym, zawsze to była zabawa. W zasadzie od 7 lat zacząłem trenować biegi, ponieważ zauważyłem, że moja kondycja dramatycznie spada i byle większy wysiłek zaczyna sprawiać mi trudność. Pierwszy bieg w którym wystartowałem to bieg Fiata na 10km w 2007 roku. Później te dystanse się wydłużały, półmaraton żywiecki, maratony we Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu i inne. W końcu maraton stał się za krótkim dystansem i zacząłem startować w ultramaratonach. 3 razy startowałem w biegu 24-ro godzinnym, czyli biegu w którym biegnie się 24 godziny i liczy się przebiegnięty dystans. W Katowicach w 2011 przebiegłem 175km. Potem doszły do tego biegi górskie. Uczestniczyłem w biegu Transgrancanaria – z płudnia na północ przez Gran Canarię 124km i 8000m przewyższenia. Z biegów górskich najciekawszy był bieg dookoła wulkanu Fuji w Japonii, to było 176km i 11 tys. metrów różnicy wysokości. Z kolei rower przyplątał się przypadkowo. Przejeżdżałem kiedyś przez Istebną i zobaczyłem tłum kolorowo ubranych kolarzy w pięknych strojach. Zafascynowany zatrzymałem się i dowiedziałem się że to są wyścigi tzw. Mountain Bike Marathon, dostępne dla amatorów. Ponieważ miałem już rower górski i jeździłem po okolicznych górkach, jako że mieszkam w Biernej nad jeziorem Żywieckim, to teraz miałem dodatkową atrakcję w rywalizacji z innymi. W pierwszych zawodach wystartowałem w 2008 roku w Zawoi. I od tego czasu regularnie startuje w edycjach tych wyścigów. Najgorzej było z pływaniem, ponieważ moje pływanie ograniczało się raczej do wskoczenia na 5 minut do jeziora czy morza i poskakania na falach. Tak ze tu musiałem włożyć dużo pracy żeby nauczyć się pływać stylowo i we w miarę przyzwoitym czasie. Ale generalnie wszystko to, cała moja przygoda ze sportem, zaczęła się około 60-go roku życia.
Red. Wiemy, że aby odpowiednio przygotować się do przetrwania Ironman’a należy przepracować sporą ilość godzin, jak łączy Pan pracę zawodową z trenowaniem?
M.M. Na szczęście uprawiam wolny zawód, zajmuję się renowacją i naprawą pianin i fortepianów. Mój czas pracy nie jest ściśle wyznaczony godzinami kiedy ją wykonuję. Dlatego jestem dość elastyczny w stosunku do ustalania terminu treningów. Ja żeby osiągnąć jakieś przyzwoite wyniki w Ironman’ie muszę trenować około 1,5 do 2 godz. dziennie. Ponieważ trzeba opanować tutaj 3 dyscypliny, które wymagają, każda z osobna, odpowiedniej porcji treningu. Przygotowanie do ostatniego Ironman’a w tym roku (Lanzarote 2015) zajęło mi około 200 godzin. Tak przynajmniej pokazał zegarek, a chyba nie wszystko zarejestrowałem. Wbrew pozorom te 1,5 – 2 godziny dziennie to nie jest czas, którego nie można by sobie wygospodarować, zwłaszcza jak się nie ma małych dzieci pod opieką.
Red. Czy okolice Żywca mają potencjał do trenowania konkurencji triatlonowych? Niech Pan poleci miejsca do biegania oraz uprawiania kolarstwa.
M.M. Okolice Żywca stwarzają świetne warunki do trenowania triatlonu, ponieważ pod ręką jest jezioro, które robi się z roku na rok coraz czystsze, mnóstwo górskich ścieżek na których można spokojnie biegać. Co prawda gorzej jest znaleźć trasy płaskie do jeżdżenia na rowerze, ponieważ wszędzie są jednak górki, to jest to wymarzone miejsce do trenowania tych Ironman’ów które odbywają się w terenie górskim, czyli nie są zupełnie po płaskim. Jeśli chodzi o trasy biegowe i rowerowe to zapraszam na ślady GPS’a na moim facebook’u, gdzie są zaznaczone trasy treningów.
Red. Skąd Pan czerpie wiedzę na temat treningu, sprzętu, odżywiania itp? Korzysta Pan z profesjonalnego wsparcia?
M.M. Wbrew pozorom triathlon to nie jest dyscyplina czysto mięśniowa gdzie liczy się tylko siła nóg czy rąk. Jest to dyscyplina która angażuje bardzo intelektualnie, ponieważ trzeba mieć olbrzymią wiedzę na temat sprzętu do biegania, do pływania i kolarskiego. I tu dobre przygotowanie logistyczne, zawodów i treningu jest połową sukcesu. Odżywianie przy tak dużym, wielogodzinnym wysiłku jak i regeneracja po nim wymaga bardzo dużej wiedzy jeżeli nie chce się zniszczyć zdrowia. Duże wsparcie pod tym względem daje Internet gdzie są publikowane najróżniejsze artykuły na ten temat i relacje z zawodów. Ale to jest najdłuższa droga. Najlepiej mieć trenera lub doświadczonych kolegów, którzy mogą bezpośrednio odpowiedzieć na pytania lub w pigułce przekazać fachową wiedzę. Ja na szczęście mam z kim współpracować i wspiera mnie w moim kolarstwie Bogdan Czarnota ( czarnotatrening.pl ), w biegach pomaga mi Tomek Klisz z Hit the trial, a moje pływanie nadzoruje Łukasz Michalski z Akwy Żywieckiej.
Red. Gdzie kończy się amatorstwo a zaczyna zawodowstwo, sprzęt wyznacza granicę?
M.M. Zawodowstwo zaczyna się w momencie kiedy zaczyna się zarabiać pieniądze na wyścigach. Wszystko co nie jest zarabianiem pieniędzy jest amatorstwem. Więc tych zawodowców na wyścigu gdzie startuje 2500 osób jest 40, maksimum 50-ciu. Zdecydowana większość to amatorzy. Ale żeby osiągnąć dobry wynik w tej grupie trzeba być świetnie przygotowanym. Sprzęt ma duże znaczenie. Przy bieganiu odpowiednie buty zabezpieczają przed kontuzjami. Klasa roweru może gdzieś w 10% wpłynąć na końcowy wynik. Pływanie, rodzaj pianki ma niewielki wpływ na końcowy efekt. Sprzęt jest drogi ale można kupić też używany w Internecie, w znacznie niższej cenie.
Red. Od kilku lat zauważalny jest w naszym kraju wzrost zainteresowania triatlonem, pojawia się co raz więcej imprez, istnieje taki konserwatywny pogląd, że to jednak źle dla dyscypliny, która niegdyś była sportem „elitarnym” a teraz poprzez skomercjalizowanie nastąpił spadek jego prestiżu i rangi. Proszę przekonać naszych czytelników, że ukończenie dystansu Ironman to nie jest bułka z masłem.
M.M. Im więcej startujących tym większy prestiż zawodów, a nie odwrotnie. Ważniejsze jest czynne uprawianie sportu niż oglądanie go w telewizji a triathlon jest sportem uniwersalnym, ponieważ zaangażowane są wszystkie mięśnie. W związku z tym na pewno jest znacznie mniejszy odsetek sportowców których by ta dyscyplina doprowadziła do inwalidztwa. Nie znam np. 60-70-cio latków, którzy intensywnie grają w kosza, siatkówkę czy piłkę nożną, natomiast w triathlonie często, gęsto startują osoby pod 80-tkę. To mówi samo za siebie. Ważne jest również to że jest to dyscyplina dostępna dla każdego, tak jak bieganie stało się sportem masowym i formą spędzania czasu ze znajomymi, tak samo triathlon jest atrakcyjny i startuje w nim coraz więcej osób. W tej chwili żeby wystartować w Ironman’ie trzeba się bardzo spieszyć, bo czasami po otwarciu zapisów 2500 miejsc znika w ciągu kilku godzin. Natomiast ukończenie takiego biegu w limitowanym czasie 17 godzin to już jest naprawdę poważne wyzwanie, do którego trzeba się solidnie przygotować. Ale różnorodność treningów, ponieważ trzeba biegać, pływać, jeździć na rowerze, chodzić na siłownię, stosować ćwiczenia regeneracyjne, chroni przed znudzeniem się tej dyscypliny. Gorąco zachęcam wszystkich do przymierzenia się do zawodów triathlonowych, które są rozgrywane na krótkich dystansach - dostępnych dla każdego.
Red. Która dyscyplina składowa jest Pana najmocniejszą stroną? Mamy nadzieję, że to oczywiście rower.
M.M. Z wyników wychodzi że najmocniejsza strona jest moje bieganie, ale tak naprawdę najbardziej lubię rower i mam nadzieję zrobić jeszcze w tej dyscyplinie postępy, zwłaszcza że startuję tu dodatkowo w edycjach Bike Marathonu.
Red. W Żywcu od wielu lat działa Klub Triathlonowy, organizowane są również co roku zawody na jeziorze Żywieckim, jak wygląda środowisko ludzi związanych z tą dyscypliną na tym terenie, czy dzieciaki garną się do trenowania?
M.M. Klub triathlonowy w Żywcu, którego zresztą jestem członkiem głównie zajmuje się młodzieżą i krótkimi dystansami. Ma wieloletnie tradycje i wychował wielu młodych triathlonistów, ale dzieci podrastają i wyjeżdżają stąd tak że środowisko triathlonowe na tym traci. Tu uczą się podstaw, ale potem wyjeżdżają z Żywca i kontynuują już dalszą działalność w innych klubach. A dzieciaków jest mnóstwo jednak klub dysponuje bardzo ograniczonymi środkami finansowymi i ma małe możliwości wsparcia czy w sprzęcie, czy w wyjazdach na zawody. Przydał by się jakiś porządny sponsor, to na pewno pomogło by wielu młodym zawodnikom. A jak mówią czym skorupka za młodu nasiąknie…
Red. Życzymy powodzenia, trzymamy kciuki za przyszłe osiągnięcia.
M.M. Najbliższy start to 10.10.2015 Kona. To będą mistrzostwa świata, gdzie mam szansę znaleźć się w pierwszej piątce w swojej kategorii. W każdym razie będę dużo pracował, żeby do tego doprowadzić. Teraz była miesięczna chwila roztrenowania po ostatnich zawodach Ironman Lanzarote, ale już zabieram się od początku do programu treningowego.
Dziękuje za rozmowę. Marek Musiał
03.07.2015
O autorze: Mateusz Zoń
Od 1999 roku wyczynowo uprawia kolarstwo górskie, wielokrotnie stawał na najwyższych stopniach podium prestiżowych zawodów, także poza granicami kraju. Od września 2014 roku oficjalnie pełni rolę Redaktora Naczelnego velonews.pl.